Rytuał przebudzenia życie gracza odmienia (recenzja)

Udostępnij
CZAS CZYTANIA: 12 min

Nasze odmienił na pewno, przynajmniej na te ładnych parę godzin, podczas których całkowicie byliśmy pochłonięci rozgrywką i rozwiązywaniem zagadek, jakie pojawiają się w grze. Tylko czy „Escape Tales: Rytuał przebudzenia”, o którym tutaj mowa, to jeszcze gra planszowa, karciana, czy może jednak bardziej paragrafowa? A może to po prostu karciany „escape room”, których ostatnio nie brakuje na planszówkowym rynku wydawniczym? Co takiego ma w sobie ten „Rytuał”?

Rytuał przebudzenia 1

  • Escape Tales: Rytuał przebudzenia” to wciągająca gra z historią zapisaną w postaci paragrafów i mnóstwem zagadek do rozwiązania.
  • Można grać w pojedynkę, ale „Rytuał” dobrze sprawdzi się zwłaszcza w 2 lub 3 osoby.
  • Gra ma dość krótkie, a do tego proste i intuicyjne zasady, co pozwala skupić się na opowieści zawartej w scenariuszu.

W grze „Escape Tales: Rytuał przebudzenia” kierujemy poczynaniami Sama, wdowca, którego córka leży w stanie śpiączki w szpitalnej sali. W trakcie rozgrywki staramy się dowiedzieć, co takiego przydarzyło się dziewczynce, że nie może się obudzić i próbujemy ją z tego jakoś wyciągnąć. W tym celu sięgamy niemal po wszystko, co się da – nawet po tytułowy „Rytuał przebudzenia”. Ten przenosi nas do zupełnie innego wymiaru, zupełnie innej, alternatywnej rzeczywistości. Czy nam się uda wyjść z tego cało i uratować córkę? O tym, jak zakończy się ta cała historia, zadecydujemy już sami.

Rytuał przebudzenia 2

Gra jest dla 1 do 4 osób. Pudełko sugeruje, że pojedyncza rozgrywka może trwać od 180 do nawet 360 min. W praktyce czas gry jest mocno zróżnicowany. Pierwsza gra może być nawet dłuższa. Wiele zależy od tego, jak mocno będziemy eksplorować kolejne pomieszczenia i jak nam pójdzie z zagadkami, na które natrafimy. Jeśli zdecydujemy się zagrać w „Rytuał” po raz kolejny, również i czas rozgrywki będzie inny, krótszy, bo część rozwiązań zagadek będziemy już znali, a także będziemy wiedzieli, co skrywa większość lokacji.

Rozgrywka przeznaczona jest dla osób powyżej 12 roku życia. Ze względu na nieskomplikowane zasady gry mogliby do niej z powodzeniem zasiąść również nieco młodsi gracze, którzy nawet nie musieliby czytać treści paragrafów czy zawartości kart, zdając się na nieco starszych współgraczy. Jednak z uwagi na trudność zagadek, czy też samą historię, która momentami jest naprawdę „mocna”, to nawet te 12 lat może okazać się zbyt mało. Owszem, w grze są podpowiedzi do zagadek, które ostatecznie nawet podają rozwiązanie, ale przecież nie o chodzi, prawda?

Gra ukazała się nakładem wydawnictwa Board&Dice. Na pudełku „Rytuału” widnieje również logo Lockme – strony internetowej z ofertami „escape roomów” z całej Polski, wszak „Escape Tales” to właśnie taki „escape room”. Wybierając tę planszową wersję, wcale nie musimy wychodzić z domu, by wywołać emocje w pewnym sensie podobne do tych, jakie dają klasyczne „pokoje zagadek”. Twórcami gry są Jakub Caban, Matt Dembek i Bartosz Idzikowski, a za niezwykle klimatyczne ilustracje odpowiadają Magdalena Klepacz i Paweł Niziołek.

Rytuał przebudzenia 3

Zawartość pudełka z Rytuałem Przebudzenia

W pudełku, nieco za dużym, jak na swoją zawartość, znajdziemy przede wszystkim karty. 122 z nich to tzw. karty gry (oznaczone od „C001” do „C122”). To właśnie je będziemy najczęściej dobierać, wędrując po kolejnych lokacjach w poszukiwaniu mogących się przydać do czegoś przedmiotów, np. pozwalających na rozwiązanie łamigłówek. Oczywiście nie dobieramy ich losowo, a wyciągamy karty o takim numerze, jaki nakazuje nam konkretna sytuacja w grze (konkretny paragraf). Po pierwszej rozgrywce zostało nam nieodkrytych ok. 30 kart, a więc stosunkowo niewiele.

Rytuał przebudzenia 4

Kolejne 18 kart to lokacje, które będziemy odwiedzać podczas wędrówki Sama, w poszukiwaniu rozwiązania sprawy tajemniczej śpiączki jego córki. Karty te są większe od pozostałych, a dzięki temu lepiej możemy przyjrzeć się, co skrywają poszczególne miejsca. Czasem będziemy odkrywać je pojedynczo, a czasem dwie karty od razu. Ponownie nie wybieramy sobie dokąd chcemy się udać, a dociągamy karty (lub kartę) z takim numerem, jaki będzie konieczny według scenariusza.

Rytuał przebudzenia 5

Mamy też planszę do gry, ale służy ona niemal wyłącznie temu, by można było zidentyfikować, do jakiego paragrafu mamy się odnieść, eksplorując konkretny fragment aktualnej lokacji. Numer odczytywanego w danym momencie paragrafu wynika ze współrzędnych na planszy, odpowiadających jednej z sześciu części, na jakie podzielone zostały wszystkie karty lokacji.

Rytuał przebudzenia 6

Do zaznaczania fragmentów lokacji, którym zdecydujemy się dokładniej przyjrzeć w trakcie naszej „wędrówki”, służą czerwone, drewniane znaczniki akcji. Łącznie jest ich 18, ale najczęściej nie będą potrzebne wszystkie. Zresztą w odpowiednich paragrafach będzie informacja o tym, ile znaczników mamy dostępnych po wejściu do danej lokacji. Zwykle będzie ich znacznie mniej niż obszarów dostępnych do eksploracji (a tych może być 6 lub 12, zależnie od tego czy pomieszczenie składa się z jednej czy dwóch kart). Na szczęście te niewykorzystane znaczniki przechodzą z nami do następnej lokacji. Musicie się jednak zastanowić czy warto zużywać je na maksa i przeglądać, co się da w pomieszczeniach, czy jednak oszczędzać „ruchy” na kolejną lokację. Nie wiemy jednak jak będzie wyglądało kolejne pomieszczenie i ile będziemy mieli tam startowych znaczników wynikających ze scenariusza (oczywiście, grając pierwszy raz).

Rytuał przebudzenia 7

Jeśli jednak znaczników akcji będzie nam zbyt mało, od tego mamy 9 kart zatracenia. Po odkryciu takiej karty możemy otrzymać dodatkowe znaczniki. Ich liczba jest jednak zróżnicowana, zależnie od treści karty, a te odsłaniamy również kolejno – poczynając od tej z oznaczeniem „D0”. Czasem, decydując się poznać więcej szczegółów nt. danej lokacji, chcąc nie chcąc, trzeba będzie uciec się do zatracenia. Co kryją te karty? Tego nie będę już zdradzał. Sami się przekonajcie, czy warto po nie sięgać.

Rytuał przebudzenia 8

Wszystkie fabrycznie zapakowane karty w naszym egzemplarzu były odwrotnie ułożone, więc karty „Spoiler alert” nie zasłaniały tekstów dwóch kart, a przed rozgrywką konieczne było odwrócenie kolejności kart „do góry nogami” tak, aby na górze każdej talii znajdowały się karty z najniższymi wartościami.

Sercem gry jest „story book”, który został wydrukowany na kredowym papierze, podobnie zresztą, jak dołączona do gry instrukcja. To tutaj znajdziemy różnorodne wytyczne, opisy sytuacji, pomieszczeń, dialogi i wreszcie treść zakończenia naszej przygody, która może zakończyć się na jeden z siedmiu sposobów.

Gra wykorzystuje też aplikację, a właściwie stronę WWW. Niezbędny do gry będzie więc smartfon, tablet lub komputer. Z tego względu, że mamy do czynienia ze stroną internetową, ograniczenia sprzętowe i systemowe są znacznie mniejsze niż w wypadku klasycznych, często rozbudowanych graficznie aplikacji. Nie ma też znaczenia czy mamy urządzenie z Androidem, czy oparte na iOS. Nie musi to być też jakiś „kombajn” sprzętowy, bo potrzebujemy właściwie uruchomić jedynie przeglądarkę internetową. Strona WWW służy przede wszystkim do wpisywania odpowiedzi na zagadki pojawiające się w grze i wyświetlania wskazówek ułatwiających ich rozwikłanie.

Rytuał przebudzenia 9

Tym, co przydałoby się wewnątrz pudełka, a czego zabrakło, są woreczki strunowe. Bardzo pomogłyby one przechować karty do kolejnej rozgrywki. Wystarczyłyby dwa większe. Jeśli więc chcecie ułożone karty przechować w odpowiedniej kolejności po zakończeniu gry lub „spauzować” w trakcie (bo jest taka opcja), to musicie zorganizować taki dodatek we własnym zakresie, albo też użyć np. gumek recepturek.

Reguły Rytuału Przebudzenia w skrócie

Zasady gry nie są skomplikowane, ale sama rozgrywka daje wiele dobrej zabawy i satysfakcji, po ukończeniu scenariusza. I to jest w „Rytuale przebudzenia” piękne!

Wszystkie karty układamy w zakrytych stosach obok rozłożonej planszy. W pobliżu trzymamy też znaczniki, 20-stronicowego „story booka” i urządzenie z uruchomioną odpowiednią stroną WWW. Właściwie to niewiele więcej trzeba wiedzieć jeśli chodzi o zasady gry. Sporo niuansów omówiłem już zresztą przy okazji opisu elementów gry. O tym, co trzeba robić informują nas kolejno odczytywane paragrafy, a na rozwiązania napotkanych zagadek i tak musimy wpaść sami.

Rytuał przebudzenia 10

Pierwsze pomieszczenie dobrze wprowadza w zasady gry. Eksplorując je poznajemy, jak funkcjonuje cała rozgrywka. Na pewno trzeba pamiętać o tym, że do raz opuszczonego pomieszczenia już więcej nie wrócimy, więc to my musimy zdecydować o tym, jak mocno będziemy je eksplorować (zużywając dostępne znaczniki).

W trakcie rozgrywki odkrywamy rozmaite przedmioty i fragmenty łamigłówek różnego typu, rozwiązujemy je, odczytujemy kolejne paragrafy, a wszystko po to by dotrzeć jak „po nitce do kłębka” na sam koniec wciągającej historii, jaką przygotowali dla nas twórcy tego „escape roomu”. Na okrytych kartach mamy różnorodne ikony, które odnoszą się albo do konkretnych przedmiotów, albo do zagadek.

W razie problemów z rozwikłaniem jakiejś zagadki można bez skrępowania korzystać z podpowiedzi dostępnych w aplikacji. Co bardzo fajne, podpowiedzi są stopniowane, więc pierwsze zdanie czasem tylko nakierowuje nas na problem, który mamy rozwiązać. Dopiero kolejne odkrywają coraz więcej i więcej niewiadomych, aż do rozwiązania łamigłówki.

Poprawną odpowiedź musimy zawsze wpisać w odpowiednie pola po przejściu do łamigłówki z odpowiednią ikoną. Wiemy zatem na ile cyfr/liter jest hasło, którego szukamy. Dopiero poprawne wpisanie rozwiązania spowoduje wyświetlenie kolejnego paragrafu, który musimy odczytać, by dowiedzieć się co dalej robić. Aplikacja przydaje się też po to, by dowiedzieć się ile kart potrzebnych jest do tego, aby móc rozwiązać jakąś zagadkę. Czasem wystarczy tylko jedna karta, a czasem potrzeba będzie ich znacznie więcej. Warto więc sprawdzać, czy mamy już wszystko co potrzeba.

Rytuał przebudzenia 11

Zagadki mają różny poziom trudności. Łącznie jest ich 28, ale w trakcie jednej gry na pewno nie okryjemy i nie rozwiążemy wszystkich dostępnych. Choć nam po pierwszej rozgrywce zostało ich niewiele. Mogą to być zagadki na skojarzenia, matematyczne, słowne czy wykorzystujące wyobraźnię przestrzenną. Czasami obędzie się bez podpowiedzi, a czasem – miewaliśmy i takie chwile zwątpienia w grze – konieczne będzie odkrycie wskazówek, aż po ostateczną odpowiedź. Na szczęście nie ma z tego powodu żadnych konsekwencji, czy ujemnych punktów, ale co to za frajda przejść przez grę z samymi podpowiedziami. Do rozpracowywania rozmaitych łamigłówek przyda się coś do pisania i sporo kartek, na których będziecie prowadzić obliczenia, czy też coś analizować lub szkicować.

Klimat rozgrywki w Rytuał Przebudzenia

Klimat tworzą tutaj ilustracje, teksty w „story booku” i łamigłówki (te są takie, jak na klasyczny „pokój zagadek” przystało). Przy odczytywaniu paragrafów możecie to robić na zmianę, ale warto, by robiła to osoba, która potrafi nie tylko dobrze czytać, ale przede wszystkim zbudować klimat i wprowadzić odpowiednią narrację czy akcenty, podczas lektury dialogów, jakie pojawiają się w niektórych momentach. Może określenie „mistrz gry” to w tym wypadku lekkie nadużycie, ale ktoś z pasją do przygodówek i RPG-ów tutaj świetnie się sprawdzi. Z powodzeniem można wspomóc się też dobrą, nastrojową muzyką, którą można znaleźć np. na Melodice.org. Choć po wpisaniu tytułu „Escape Tales: The Awakening” może jeszcze nic nam się nie pojawi, to możemy spróbować wyszukać ścieżkę dźwiękową do innego escape roomu, lub po prostu znaleźć jakieś utwory bezpośrednio na portalu YouTube.com.

Rytuał przebudzenia 13

Jak już wspomniałem, klimat tworzą też grafiki na kartach, które doskonale odzwierciedlają to, co czytamy na kartach „story booka” w kolejnych paragrafach. Karty odgrywają bardzo ważną rolę w całej rozgrywce. To na nich zawarte są rozmaite zagadki i wskazówki niezbędne do ich rozwikłania. Trzeba czasem zwracać uwagę nawet na drobne szczegóły znajdujące się na kartach czy to z lokacjami, czy przedmiotami. Odpowiednia oprawa graficzna jest tutaj zatem niezwykle ważna. I trzeba przyznać, że pod tym względem twórcy gry stanęli na wysokości zadania. Grafiki tutaj „robią robotę”!

Losowość Escape Tales: Rytuał Przebudzenia

W „Rytuale przebudzenia” właściwie nic nie jest losowe. Nie ma tutaj rzutów kością, które decydowałyby o pokonaniu jakiejś przeszkody czy jakiegoś przeciwnika. Nie ma też losowego dobierania kart. To od gracza (lub graczy) zależy, jakie miejsca w odkrytej lokacji będą eksplorowane i jak szybko zostaną rozwiązane napotkane łamigłówki. Od początku do końca to my decydujemy, co robimy w pomieszczeniu, w którym akurat się znajdujemy. Możemy w nim dość swobodnie się poruszać. Wszystko jednak ma jakiś swój układ, bo kolejność odkrywanych pomieszczeń nie jest przypadkowa. Gra jest w pewnym sensie liniowa – to twórcy scenariusza zadecydowali o tym, do których pomieszczeń będzie nam dane iść w konkretnym momencie rozrywki. Owszem, wybory, które pojawiają się w trakcie gry determinują, jakie to może być pomieszczenie, ale gracze nie mają pełnej swobody wyborze poszczególnych lokacji, które będą odwiedzać (tak jak to ma miejsce np. w „T.I.M.E Stories”).

Rytuał przebudzenia 14

Rytuał Przebudzenia i jego skalowalność

W praktyce możemy sami przejść „Rytuał”, ale – jak to bywa i w klasycznych „escape roomach” – w większą liczbę osób będzie z pewnością znacznie przyjemniej, a i pewnie łatwiej rozwiązywać różnego typu łamigłówki. Wszak jeden graczy może będzie bardziej spostrzegawczy od reszty, inny z kolei może będzie miał lepszą wyobraźnię przestrzenną, a jeszcze inny sprawdzi się przy wykonywaniu obliczeń, bo i te będą się pojawiały. Dobrze dobrana i bystra ekipa da radę i bez większych podpowiedzi ze strony aplikacji. Choć przyznam się bez bicia, że grając we dwoje, nieraz podpowiedzi ratowały nam skórę, i uchroniły nas przed tym, byśmy  nie szukali rozwiązania po omacku. Czasem wystarczyło jedno zdanie, które nakierowywało nas na odpowiedni tor – czego i gdzie szukać. Podejrzewam, że i większa ekipa mogłaby mieć czasem problemy z rozwiązaniem niektórych zagadek.

Regrywalność Escape Tales

A raczej jej brak. Scenariusz jest tak ułożony, że w pewnym sensie gra prowadzi nas praktycznie jak po sznurku. W teorii możemy swobodnie odkrywać tajemnice kolejnych pomieszczeń, w których się znajdziemy. W praktyce kilka razy trzeba będzie zadecydować, co zrobimy i gdzie się udamy, bo „ścieżki” scenariusza się rozwidlają. Podjęcie odpowiedniej decyzji będzie więc wpływało na nieco zmieniony przebieg dalszej gry, ponieważ nie możemy już wracać do pomieszczenia, które postanowimy opuścić. Jeśli w jakimś pomieszczeniu nie odkryjemy wszystkiego, to będziemy to mogli zrobić dopiero rozgrywając scenariusz po raz kolejny.

Takich rozgałęziających się tutaj „widełek” nie ma jednak zbyt wiele. Teoretycznie mamy 7 zakończeń, ale czy będziecie chcieli przejść ponownie całość raz jeszcze, by poprowadzić naszego bohatera nieco inaczej, zwłaszcza kiedy rozwikłaliście niemal już wszystkie łamigłówki w grze? Wiedząc już, co skrywają poszczególne pomieszczenia i znając też odpowiedzi na wiele zagadek, nam się już nie chciało ponownie wszystkiego układać i rozgrywać kolejny raz całości. Poszczególne wersje wydarzeń sprawdziliśmy więc trochę „na skróty”, cofając się do poszczególnych miejsc, w których dało się zadecydować inaczej niż zrobiliśmy to za pierwszym razem.

Z regrywalnością „Rytuału” sprawa ma się podobnie, jak ze scenariuszami do „T.I.M.E Stories”. Do tych ogranych, jeśli wrócimy, to musiałoby być to po dość długim czasie, a i tak pewnie pamiętalibyśmy jakieś szczegóły, miejsca czy rozwiązania.

Rytuał przebudzenia 15

Cena Rytuału Przebudzenia

„Rytuał przebudzenia” w momencie pisania recenzji można było zakupić za ok. 80 zł do ok. 110 zł. Jak za praktycznie jednorazową grę, może to się wydawać sporo, zwłaszcza przy tej górnej granicy cenowej. Jeśli jednak lubicie rozwiązywanie łamigłówek i klasyczne „escape roomy”, to warto pokusić się o zakup „Rytuału”. Zwłaszcza, że kupując taką grę np. we trójkę, wydacie pewnie i tak mniej niż na wizytę w prawdziwym „pokoju zagadek”, a czas rozgrywki to nie będzie ok. godziny (jak często to bywa w „realu”), a znacznie dłużej.

My nie żałujemy wydanych pieniędzy. Co warte podkreślenia, w grze nic nie niszczymy, a jedynie przeglądamy i układamy tylko odpowiednie karty w odpowiednich miejscach na stole, a oprócz tego czytamy paragrafy ze „story booka”. Możemy więc bez większych przeszkód odsprzedać grę, bo znając zakończenia i rozwiązania poszczególnych łamigłówek, jest już raczej mała szansa na to, że do niej wrócimy. Koszty zakupu wizyty w takim „plaszówkowym escape roomie” mogą się więc po części zwrócić.

Podsumowanie recenzji gry Escape Tales: Rytuał Przebudzenia

„Escape Tales: Rytuał przebudzenia” to właściwie gra paragrafowa zilustrowana z wykorzystaniem kart. Jednak w przeciwieństwie do tradycyjnych „pokojów zagadek”, nie jesteśmy tutaj ograniczeni czasem rozgrywki, a skupiamy się na poznaniu jak największej liczby szczegółów dotyczących historii, która z każdym kolejnym paragrafem nabiera rumieńców. Możemy swobodnie przeszukiwać dostępne lokacje i rozwiązywać pojawiające się w nich zagadki, a czasem także podejmować decyzje, od których będą zależały dalsze losy głównego bohatera.

Oprócz wspomnianego tu już wcześniej „T.I.M.E Stories”, w „Rytuale przebudzenia” można by doszukiwać się też pewnych analogii do „Detektywa”, wydanego całkiem niedawno przez Portal Games. W „Detektywie”, podobnie jak i zresztą w „T.I.M.E Stories”, mamy jednak większa swobodę poruszania się po dostępnych lokacjach niż w „Rytuale”, a odpowiednikiem paragrafowego „story booka” są tam odkrywane karty. Choć w „Detektywie” też jest „Księga spraw” z fabularnym opisem, to jednak w grze Ignacego Trzewiczka pełni ona raczej rolę wstępniaka, wprowadzającego w annały sprawy i ewentualnie modyfikującego w jakiś sposób podstawowe zasady gry.

„Detektyw” ma też ciut więcej „mechaniki”. W obu grach pojawia się jednak zarządzanie czasem. W „Detektywie” każda wykonana akcja przybliża nas do końca dnia pracy detektywa (a tych jest ograniczona liczba na każdą sprawę). W „Rytuale” mamy zaś ograniczoną liczbę znaczników akcji na każdą lokację, w jakiej się znajdziemy (zgodnie z tekstem zapisanym w konkretnych paragrafach).

Różnica między „Detektywem” a „Rytuałem” jest też w samym sposobie zakończenia rozgrywki. Na końcu „Rytuału”, w przeciwieństwie do „Detektywa”, nie dedukujemy rozwiązania, nie odpowiadamy na pytania, a poznajemy konkretne zakończenie scenariusza. W „Detektywie” nie ma jasnej i jednoznacznej odpowiedzi kończącej rozgrywkę. Obie gry wymagają jednak od nas skorzystania z aplikacji, a właściwie z odpowiednio przygotowanych stron internetowych na potrzeby każdej z tych gier. W „Detektywie” strona WWW jest jednak znacznie bardziej rozbudowana i ze względu na wygodę użytkowania (a nie parametry techniczne sprzętu) najlepiej jest korzystać z komputera. Do rozgrywki w „Rytuał” z powodzeniem wystarczy smartfon.

Kupując „Rytuał” nie mieliśmy jakichś większych oczekiwań. Instrukcja okazała się wyjątkowo łatwa do ogarnięcia, żeby nie powiedzieć banalna. Po prostu usiedliśmy i zagraliśmy, bez większego zagłębiania się w nią. I nagle okazało się, że rozwiązywanie zagadek pochłonęło nas tak, że nie odpuściliśmy, aż do poznania finalnego zakończenia.  Dłuuuuuugi czas, jaki spędziliśmy ostatecznie na rozgrywce minął niepostrzeżenie. Jednak nawet jeśli chcielibyśmy przerwać rozgrywkę w trakcie – nic nie stoi na przeszkodzie. W instrukcji znajdziemy tabelkę, której wypełnienie umożliwi nam odtworzenie stanu gry.

Rytuał przebudzenia 17

Mamy nadzieję, że twórcy gry nie poprzestaną na tylko jednej historii z cyklu „Escape Tales”. Z chęcią sprawdzilibyśmy kolejny scenariusz. Jak dla nas pozostaje więc pytanie nie o to „czy”, ale „kiedy” pojawi się nowa gra z tej serii. Dla fanów planszówek i „escape roomów” jednocześnie „Rytuał przebudzenia” to pozycja praktycznie obowiązkowa.

Zalety i wady gryEscape Tales: Rytuał Przebudzenia”:

(+) proste zasady – praktycznie siadamy i gramy
(+) wciągająca i angażująca rozgrywka
(+) świetne ilustracje, doskonale ilustrujące treść opowieści
(+) możliwość „zapisania” stanu rozgrywki
(+) dobrze skonstruowany system podpowiedzi do zagadek
(+/-) dla fanów gier paragrafowych
(+/-) dla fanów „pokojów zagadek”
(+/-) długi czas rozgrywki
(-) raczej jednorazowa rozgrywka
(-) cena gry, jak na „jednorazową” dość wysoka
(-) najlepiej sprawdzi się na 2 lub 3 osoby

Nasza ocena gry:

Jeśli warcaby można uznać za pełnoprawną grę planszową, to właśnie one były pierwszą „grą bez prądu”, którą poznałem, polubiłem i do dziś nie odmówię partyjki. W dzieciństwie zagrywałem się także w planszówki i karcianki, które były dodawane do „Kaczora Donalda”. Do dziś mam klika w swojej kolekcji. Jako statystyczny polak uwielbiam rosół, schabowe i gry z mechaniką deckbuildingu. Zawodowo copyrighter, ale w zupełnie innej branży, a prywatnie szczęśliwy mąż i ojciec. Bez końca mogę oglądać sport w TV, a szczególnie piłkę nożną, siatkówkę, MMA i snookera.

Zobacz również...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *