Port Gdańsk – w porcie praca wre (recenzja)

Udostępnij
CZAS CZYTANIA: 9 min

Po podzieleniu się z Wami pierwszymi wrażeniami z rozgrywek przyszedł czas na nieco głębsze spojrzenie na planszowy Port Gdańsk od Grupy MV. Stałymi pozycjami naszych recenzji są m.in. opis komponentów, jakie zawiera pudełko z grą oraz skrót reguł gry. Jako że zostało to już poruszone wcześniej, skupimy się na pozostałych elementach, jakie bierzemy pod uwagę recenzując większość gier na naszym blogu.

  • Port Gdańsk przypomina mi pod pewnymi względami Century: Korzenny Szlak. Rozgrywka ma jednak w sobie ciut więcej klimatu.
  • Losowość wynikająca z rzutów kośćmi czasem może nieco irytować.
  • Gra świetnie sprawdzi się podczas rodzinnych rozgrywek, a także z osobami, które dopiero zaczynają swoją przygodę z grami planszowymi.

Gwoli przypomnienia nadmienię tylko, że mamy do czynienia z grą dedykowaną Portowi Gdańsk, która przeznaczona jest dla 2 do 4 osób w wieku od 8 lat. Wcielamy się w niej w szefa firmy obsługującej tytułowy port, a naszym zadaniem jest odpowiednie zarządzanie towarami i dostarczanie ich do magazynów (zgodnie z pojawiającymi się zleceniami). Możemy też wysyłać pracowników na statki pasażerskie. Ten gracz, który za swoje działania zdobędzie najwięcej punktów, wygrywa grę.

Klimat rozgrywki

Klimat portowej działalności w grze jest, jak najbardziej. Miesza się on tutaj z edukacyjnymi walorami, jakie skrywa planszowy Port Gdańsk. Mapa, po której poruszają się gracze odzwierciedla realną topografię Gdańska. Jeśli dobrze się przyjrzycie mapie, znajdziecie na niej i stadion Energa Gdańsk, i pomnik Westerplatte, i jeszcze parę innych lokalnych „smaczków”.

Oprócz tego mamy jeszcze karty z pięknymi zdjęciami Portu i okolic. Są na nich zawarte ciekawostki z życia Portu. Karty te wykorzystywane są do oznaczenia pierwszego gracza, a treść jednej z nich odczytywana jest zawsze na początku gry. Fakty dotyczące funkcjonowania Portu poznajemy więc mimowolnie, a taki sposób edukacji jest przecież najprzyjemniejszy.

Kolejne edukacyjne i podkreślające klimat rozgrywki elementy znajdziemy na kartach portowych nabrzeży. Z nich z kolei dowiadujemy się co w rzeczywistości przeładowywane jest w poszczególnych obszarach występujących w grze. Nawet czekając na swoją kolejną turę możemy przeglądać informacje na tych kartach, poznając interesujące informacje o małym, ale jakże ważnym choćby z ekonomicznego punktu widzenia, wycinku Gdańska.

Całości dopełnia kompaktowa broszura informacyjna, w której znajdziemy kolejne zdjęcia Portu i solidną dawkę wiedzy o tym wyjątkowym miejscu.

Losowość

Gra ma kilka elementów, które wpływają na to, że jest nieco losowa. Największy wpływ mają na to rzuty kośćmi, ale po kolei…

Pierwszy losowy element pojawia się już właściwie podczas przygotowania do rozgrywki, kiedy to wg instrukcji najpierw umieszczamy swojego meepla na planszy, a dopiero później pojawiają się na niej 3 początkowe zlecenia. Już na starcie może się więc okazać, że pionek któregoś gracza stoi na polu, na którym pojawił się startowy żeton zlecenia. Taki gracz nie musi na swoich kościach poszukiwać wyniku w postaci strzałki, by przemieścić się na kafel z jakimś zleceniem (a bez tego nie da się go zrealizować). Może za to od razu próbować wyrzucić na kościach jak największą liczbę dźwigów i ładować na swoją planszetkę odpowiednie towary. Może próbować, bo wcale nie jest powiedziane, że mu się to uda. Nie jest to więc jakaś mocno znacząca niedogodność, bo na kościach zapewne i tak prędzej czy później wyrzucimy zamiast dźwigu „strzałkę”, która pozwoli się nam przenieść na inne pole, na którym jest już kafel zamówienia.

Z pojawianiem się kafli zleceń na planszy w późniejszym etapie rozgrywki jest podobnie. Z każdym zrealizowanym zleceniem na planszy pojawiają się jednak dwa nowe losowe, a więc dość szybko na będzie w czym wybierać. Swoją drogą przydałby się woreczek do losowania tych kafli. Nie jest on niezbędny, ale taki dodatek sprawiłby, że łatwiej byłoby i przy mieszaniu i przy dobieraniu tych kafli. Zawsze jednak można o taki dodatek zadbać już samemu, bo nie jest to jakiś duży wydatek.

Wróćmy jednak do najważniejszego, czyli losowości związanej z rzutami kośćmi. Tych mamy 3 i w zależności od tego, co na nich wypadnie, takie właśnie działania będziemy realizować w swojej turze. Owszem, zgodnie z zasadami możemy wybrane wyniki zachować i maksymalnie dwa razy przerzucać dowolną liczbą kości, nadal jednak nie mamy pewności, co do ostatecznego rezultatu. Losowość kości irytowała najbardziej wtedy, kiedy dwóch lub więcej graczy ścigało się w zrealizowaniu tego samego kafelka zamówienia. Wtedy tak naprawdę sukces zależał już od tego, kto szybciej wyrzuci na kościach odpowiednią liczbę dźwigów i zgromadzi wymagane towary.

Cały czas mam jednak jednocześnie w głowie to, że jest to gra raczej lekka i familijna, a więc, przy całej prostocie rozgrywki w Port Gdańsk mogę ostatecznie zgodzić się na taką losowość, jaka w tej grze mimo wszystko występuje. Jeśli jednak liczymy na to, że dwa przerzuty kośćmi załatwią sprawę, to niestety, ale niekoniecznie. Możemy jedynie starać się jak najlepiej spożytkować to, co ostatecznie przyniesie nam kościany los.

Skalowalność

W Port Gdańsk graliśmy w każdym możliwym wariancie osobowym i za każdym razem grało się jednakowo dobrze i płynnie. Trzon zasad w zależności od liczby graczy nie zmienia się. Modyfikujemy jednak liczbę statków pasażerskich, jakie będą brały udział w rozgrywce. Im mniej graczy, tym mniej dostępnych statków. To, jakie statki powinniśmy odrzucić przed rozpoczęciem gry zależy od liczby graczy, ale na kartach mamy wszystko odpowiednio oznaczone.

Na 2 osoby zostają tylko po 3 karty statków pasażerskich każdego z trzech rodzajów, więc nie ma ich aż tak dużo (łącznie przy 2 graczach odrzucamy już na starcie 12 kart statków, a 6 kart przy 3 graczach). W rozgrywce 2-osobowej usuwa się też karty dzielnic w jednym kolorze i dodatkowo odrzuca 5 losowych zleceń. Dzięki temu na planszy jest ciaśniej. Zgodnie z zasadami zdobyte karty statków pasażerskich trzymamy zakryte, jednak przy 2-osobowej grze zakrywanie ich nie ma i tak sensu, bo jest ich w grze na tyle mało, że i tak wiadomo, jako gracz ma jaką kartę. Ten element maleńkiej niepewności, co do zdobyczy punktowej zatem znika.

W grze 2-osobowej praktycznie nie korzystaliśmy z akcji wymiany, a także z karty Portu Centralnego (która pozwala rozładowywać towary w zamian za punkty zwycięstwa). Im większa była liczba graczy, tym te opcje były chętniej wykorzystywane. Wiele jednak zależy od stanu posiadania towarów i pracowników przez graczy.

Interakcja

W Porcie Gdańsk każdy z graczy zdaje się właściwie na siebie i na los, a więc na to, co przyniosą mu kości. Interakcja opiera się przede wszystkim na ewentualnym podbieraniu sobie dostępnych do realizacji zleceń czy kart statków pasażerskich – na zasadzie kto pierwszy, ten lepszy. Zwłaszcza, że statki pasażerskie na początku dają najwięcej punktów. Jednak o tym, czy w ogóle uda nam się wpłynąć na działanie innych graczy, decydują… rezultaty uzyskane na kościach.

Elementem interakcji jest też umiejętne zarządzanie walcowatymi znacznikami wykładanymi na planszę, które odpowiednio rozmieszczone pozwalają zdobywać dodatkowe punkty wówczas, kiedy to inni gracze będą realizować zlecenia.

Regrywalność

Elementów wpływających na niepowtarzalność kolejnych rozgrywek jest w Porcie sporo. Przede wszystkim jest to niepowtarzalny układ zleceń na planszy. W połączeniu z losowością wynikającą z kości sprawia to, że za każdym razem będziemy starać się gromadzić na swoich planszetkach inne towary, dostosowując się do tego, co zastaniemy w Porcie.

Regrywalność to też różnorodny sposób prowadzenia rozgrywki przez graczy. Jedni będą starali się realizować dostępne zlecenia, inni będą próbowali zdobyć przewagę wysyłając robotników na statki pasażerskie, a jeszcze inni połączą te dwa sposoby w jeden.

Realizacja zleceń i zatrudnianie pracowników na statkach to dwie główne drogi do zwycięstwa, które należy odpowiednio wykorzystać, by wygrać grę. Tak naprawdę zleceń w trakcie gry wcale nie zrealizujemy aż tak wiele, więc warto zbierać różnokolorowe zestawy, które pozwolą nam zdobyć sporą liczbę punktów.

Warto przy realizować zlecenia, które dają nam później towar w jakimś kolorze już na stałe. Dzięki temu łatwiej nam będzie wypełniać kolejne zlecone nam zadania związane z dostawą towarów do konkretnych nabrzeży. Opcji i kolorów towarów jest sporo, a więc i kolejne rozgrywki będą nieco się od siebie różniły.

Sposób gry ma wpływ nie tylko na regrywalność Portu Gdańsk, ale także na czas rozgrywki. Jeśli większość graczy będzie starała się gromadzić żetony pracowników i wysyłać ich na statki, wtedy gra może potrwać nieco dłużej, bo opóźni się jeden z warunków zakończenia rozgrywki – zdobycie przez któregoś z graczy 60 punktów (głównie przyznawanych za realizację zleceń).

Cena gry

Planszowy Port Gdańsk można nabyć za ok. 90 do 120 zł. Górna granica cenowa wydaje mi się jednak trochę za wysoka, jak na to co oferuje gra pod względem zawartości. Owszem, w pudełku jest sporo drewnianych komponentów, duża plansza, trochę kart i customowe kości, ale czy w praktyce gra powinna kosztować aż 120 zł? Za 90 zł już zdecydowanie bardziej byłbym skłonny do kupna Portu Gdańsk. Zwłaszcza jeśli poszukujecie ciekawej gry rodzinnej z elementami edukacyjnymi, to zakup tej planszówki za ok. 90 zł będzie dobrą lokatą pieniążków.

Podsumowanie

Na początek muszę wspomnieć o tym, że od początku grając w Port Gdańsk miałem i mam ewidentne skojarzenia z grą Century: Korzenny Szlak. Głównie przez kosteczki różnokolorowych towarów, planszetkę gracza, która mieści konkretną liczbę towarów, a także sposób zdobywania większości punktów zwycięstwa, czyli oddawanie do puli ogólnej odpowiednich zestawów towarów w zamian za zrealizowane zlecenia. Tyle, że tutaj w podejmowaniu decyzji, co do wykonywanych akcji pomagają nam kości i uzyskiwane na nich wyniki.

Pojedyncza partia, wg założeń projektantów powinna zająć ok. 10 min na gracza, a więc przy 4 graczach będzie to ok. 40 min. W praktyce czas rozgrywki zależy m.in. od tego, jak szybko gracze będą starali się zrealizować jeden z warunków zakończenia gry (osiągnięcie 60 pkt.,wykorzystanie wszystkich 8 znaczników lub zrealizowanie wszystkich zleceń dostępnych w grze).

Co ważne, zwłaszcza w wypadku gier rodzinnych, zasady gry dość szybko i sprawnie się tłumaczy i mimo pozornej złożoności są one dość intuicyjne. Dla wielu graczy może to więc być doskonałe wprowadzenie do cięższych, bardziej zaawansowanych planszówek. Dodatkowy aspekt edukacyjny tylko dodaje grze walorów.

Z Gdańska, jeszcze z czasów studenckich, mam wyłącznie pozytywne wspomnienia, a Port Gdańsk sprawił, że część z nich powróciła. Chyba będę częściej wracał do tej gry, choć nie tylko z tego powodu. Wszak to świetna rodzinna planszówka, która jest dość prosta, jeśli chodzi o zasady, ale jednocześnie nie prostacka i niebanalna, bo łączy w sobie kilka różnych mechanik. Dawno już nie widziałem planszówki dedykowanej niejako jakiejś firmie, a jednocześnie takiej, która byłaby warta polecenia nie tylko samym pracownikom firmy, ale zdecydowanie szerszej „publiczności”.

Jedynie pudełko mogłoby być mniejsze. Choć w Porcie krążą słuchy, że ma pojawić się jakieś rozszerzenie, a więc zobaczymy ile miejsca dodatkowo będzie potrzeba, by trzymać wszystko w komplecie.

Zalety i wady gry Port Gdańsk:
(+) dobrze napisana instrukcja, poparta przykładami
(+) dobra skalowalność i płynność rozgrywki
(+) niepowtarzalność rozgrywek (losowość kości i rozmieszczenia zleceń)
(+) kilka dróg do zwycięstwa (zlecenia i statki pasażerskie oraz ich kombinacja)
(+) funkcja edukacyjna Portu Gdańsk – mnóstwo ciekawostek i informacji
(+) dobra jako gra rodzinna i do wprowadzenia nowych osób w świat gier planszowych
(+/-) do losowania kafli zleceń przydałby się woreczek
(+/-) interakcja jest, ale niewielka, co kto lubi
(+/-) przeciętny klimat rozgrywki, choć lepiej niż w Century: Korzennym Szlaku (na plus odwzorowanie mapy portu i karty z ciekawostkami)
(-) praktyczna wypraska, ale jednocześnie dużo „powietrza” w pudełku
(-) losowość wynikającą z kości, które decydują o akcjach wykonywanych przez graczy

Nasza ocena gry:

Za przekazanie gry do recenzji dziękujemy Grupie MV:

Jeśli warcaby można uznać za pełnoprawną grę planszową, to właśnie one były pierwszą „grą bez prądu”, którą poznałem, polubiłem i do dziś nie odmówię partyjki. W dzieciństwie zagrywałem się także w planszówki i karcianki, które były dodawane do „Kaczora Donalda”. Do dziś mam klika w swojej kolekcji. Jako statystyczny polak uwielbiam rosół, schabowe i gry z mechaniką deckbuildingu. Zawodowo copyrighter, ale w zupełnie innej branży, a prywatnie szczęśliwy mąż i ojciec. Bez końca mogę oglądać sport w TV, a szczególnie piłkę nożną, siatkówkę, MMA i snookera.

Zobacz również...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *