Escape Tales: Low Memory – nowe technologie i zagadki (recenzja)
Po tym, jak Rytuał Przebudzenia pochłonął nas na dobre, z niecierpliwością, ale też z dużymi oczekiwaniami przystąpiliśmy do rozgrywki w kolejną część z serii Escape Tales, czyli Low Memory. W nowej historii przenosimy się do przyszłości, do 2060 r. Po raz kolejny, oprócz mnóstwa różnej trudności zagadek, nie zabrakło interesującej warstwy fabularnej, nieco bardziej rozbudowanej niż w pierwszej części.
- Escape Tales: Low Memory przenosi nas w świat nowych technologii, gdzie czeka na nas wiele godzin dobrej zabawy.
- Zasady gry są banalnie proste, niemal identyczne z tymi, na których opierał się Escape Tales: Rytuał Przebudzenia.
- Historia opowiedziana w Low Memory ma wiele możliwych zakończeń. Została przedstawiona z perspektywy trzech różnych bohaterów.
Po tajemniczej historii z okultyzmem w tle, z jaką mieliśmy do czynienia w Rytuale Przebudzenia, przenosimy się w zupełnie inne realia. Tym razem twórcy puszczają delikatnie oczko do opowieści rodem z netflixowego Black Mirror. Autonomiczne pojazdy, skanery pamięci, zaawansowane systemy zabezpieczeń – tego wszystkiego nie brakuje w nowej części z cyklu Escape Tales. Miłośnicy science-fiction i cyberpunkowych klimatów powinni więc czuć się ukontentowani.
Podobnie jak w wypadku pierwszej gry z serii Escape Tales, również Low Memory zilustrowali Jakub Fajtanowski i Magdalena Klepacz. Na designerskim „placu boju” pozostała także dwójka projektantów – Jakub Caban i Bartosz Idzikowski. Czy niemal identyczny skład twórców pierwszej i drugiej gry z cyklu oznacza, że Low Memory będzie bardzo podobna mechanicznie do swojej poprzedniczki? Okazało się, że tak. Ale to dobrze, bo Rytuał Przebudzenia bardzo się nam podobał.
Mieliśmy przyjemność zagrać w anglojęzyczne wydanie Escape Tales: Low Memory, ale już niedługo ma pojawić się polskie wydanie tego karcianego escape roomu. Ukaże się ono nakładem wydawnictwa Portal, na licencji wydawnictwa Board&Dice, podobnie zresztą jak dodruk Rytuału Przebudzenia.
Pudełko z escape roomem i historią w tle
Cała historia przedstawiona została z wykorzystaniem kart i opisana w „story bookach”, czyli zeszytach z paragrafami, w oparciu o które będziemy stopniowo odkrywać losy bohaterów. Tym razem mamy nie jeden (jak w Rytuale Przebudzenia), a trzy „story booki”, ponieważ fabuła została tutaj przedstawiona z perspektywy trzech postaci. Każdy zeszyt to historia opowiedziana z punktu widzenia innego bohatera.
Tak, jak w Rytuale, główną część stanowią tzw. karty gry, które zostały oznaczone literą „C” i odpowiednim numerem. Takich kart jest aż 148. Będziemy je odkrywać przemierzając i badając kolejne lokacje oraz rozwiązując napotkane łamigłówki. Poszczególne lokacje zostały zilustrowane również na kartach, ale w większym formacie. Te oznaczono literą „L” (od L01 do L19).
Odczytywane paragrafy ze „story booka” będą nam dyktowały kiedy i jakie karty należy wyciągnąć z odpowiednich talii i odkryć (lub nie odkrywać, a jedynie dobrać). Karty lokacji, w których będziemy się znajdować wykładamy na tekturowej planszy dołączonej do gry. Każda karta lokacji jest podzielona na 6 obszarów, które możemy eksplorować. Wystarczy wówczas przeczytać stosowny dla danego obszaru paragraf. Numery paragrafów znajdziemy natomiast na przyporządkowanej do danej lokacji karcie gry z literą „C”.
Paragrafy w „story bookach” określają też, ile mamy w danym momencie do dyspozycji żetonów akcji. Tych w pudełku łącznie jest aż 24, jednak w eksplorowanej lokacji zwykle będzie ich do wykorzystania zaledwie kilka. Jeden żeton akcji możemy wykorzystać na rekonesans w jednym z sześciu fragmentów karty lokacji. Jeśli zabraknie nam żetonów akcji, wówczas będziemy zmuszeni odkryć tzw. kartę stresu (odpowiednik kart zatracenia w Rytuale Przebudzenia).
Do rozgrywki wymagane jest jeszcze urządzenie, np. smartfon, na którym będziemy wyświetlać przeznaczoną do gry aplikację. Służy ona przede wszystkim do wpisywania rozwiązań zagadek, jakie będziemy rozwiązywać podczas eksplorowania pomieszczeń. Daje również podpowiedzi, dzięki którym będzie nam nieco łatwiej wpaść na poprawne rozwiązania, a tym samym kontynuować rozgrywkę.
Instrukcja do Escape Tales: Low Memory jest dobrze, przejrzyście napisana. Zasady niewiele różnią się od tych z Rytuału Przebudzenia. Osoby, które znają już rozwiązanie historii Sama i jego córki, mogą do Low Memory zasiąść praktycznie bez lektury nowych zasad. Maleńką zmianą są jedynie 4 niebieskie żetony postępu, które będzie trzeba umieszczać na odpowiednich kartach w trakcie rozgrywki.
Zaczynamy cyberpunkową przygodę
Przygotowanie Low Menory jest szybkie i banalnie proste. Wystarczy wyłożyć na stół planszę do gry, a wokół niej znaczniki oraz karty w odpowiednich stosach.
Niezbędne będzie też uruchomienie aplikacji, w której będziemy zapisywać rozwiązania zagadek, jakie pojawiają się w grze. Odnalezienie jej ułatwia kod QR zamieszczony na okładce instrukcji. Najwygodniejsze będzie korzystanie podczas gry ze smartfona.
Escape Tales, czyli „samograj”
Rozpoczynając przygodę warto zacząć od prologu, który pozwala poznać sposób, w jaki działa ten karciano-planszowy escape room. Jeśli zaś chodzi o zasady gry i przebieg rozgrywki, Escape Tales to właściwie taki „samograj”. Poszczególne paragrafy i odczytywane teksty prowadzą nas jak po sznurku przez kolejne pomieszczenia i zagadki. Rozwiązywanie rozmaitych zadań jest zresztą niezbędne do kontynuacji całej przygody. Jednak w razie trudności możecie posiłkować się wskazówkami dostępnymi w aplikacji. Ta informuje także o tym, ile i jakich kart jest potrzebnych do rozwikłania danej łamigłówki. Zanim zabierzecie się za rozwiązywanie jej, sprawdźcie czy macie już wszystkie karty niezbędne do tego, by poznać odpowiedź.
Odczytywane w trakcie gry paragrafy powiedzą Ci, jakie karty należy w danym momencie wziąć z odpowiednich talii, oczywiście, bez podglądania pozostałych. Dzięki nim wiemy też ile żetonów akcji mamy do dyspozycji w danym pomieszczeniu. Jeśli ich zabraknie, możemy sięgnąć po kartę stresu, by zdobyć nowe znaczniki, jednak zwykle nie bez konsekwencji. Jakie są skutki tego karcianego stresu? O tym już przekonacie się sami podczas rozgrywki.
Technologia wymaga czasu
Gra jest dość długa, ale w tym wypadku to akurat olbrzymia zaleta. W instrukcji znajdziecie jednak tabelkę, dzięki której możecie „zapisać” stan gry. Dzięki temu nie musicie przechodzić gry za jednym podejściem. Byłoby to zresztą piekielnie trudne, o czym świadczą już chociażby informacje zawarte na pudełku. Zdaniem twórców na przejście scenariusza Low Memory potrzeba ok. 9 godz. (po 3 godz. na każdą część). Nam zeszło się jeszcze dłużej. Z możliwości „zapisu” korzystaliśmy więc kilkukrotnie.
Dość powiedzieć, że scenariusz Rytuału Przebudzenia przebrnęliśmy za dwoma podejściami. Tym razem, także że względu na podział historii aż na 3 części, tych podejść było znacznie więcej. Dzięki trzem osobnym „story bookom” całą historię dozowaliśmy sobie tak, jak to było dla nas wygodne. Na tyle, by rozwiązywanie kolejnych zagadek, nie zawsze łatwych, nie zmęczyło nas, a było przyjemne i pozwalało jednocześnie skupić się na fabule.
Czy jest klimatycznie?
Już pierwsza gra pokazała, że cykl Escape Tales mocno stoi klimatem. Także w Low Memory cyberpunkowy klimat czuć od pierwszych paragrafów. Tak jak w Rytuale Przebudzenia, tak i tutaj ilustracje na kartach świetnie współgrają z historią, którą poznajemy podczas rozgrywki. Tym razem jednak opowieść przedstawiona jest z perspektywy trzech różnych bohaterów. Można by nawet powiedzieć, że mamy jakby trzy gry w jednej, ale dotyczą one tej samej sprawy. W trzecim „story booku” wszystko się zaczyna ładnie łączyć, a cała opowieść ma wiele różnych zakończeń.
Na to, jaki finał będzie miała cała historia wpływ mają wybory, jakich przyjdzie nam dokonywać w trakcie gry. Mimo tej całej liniowości rozgrywki są momenty, kiedy to od nas zależy, co się dalej wydarzy. Nie ma zatem opcji, by za jednym razem odkryć wszystkie karty gry, poznać i rozwiązać wszystkie zagadki.
Nieco lepiej niż w Rytuale Przebudzenia, ciekawiej, a jednocześnie bardzo klimatycznie, został rozwiązany sam finał rozgrywki. Nie będziemy jednak zdradzać jak. Samych zakończeń też jest więcej niż w pierwszej części z cyklu Escape Tales.
Co dwie głowy, to nie jedna
Tak samo jak w Rytuale Przebudzenia, tak i w Low Memory liczba graczy ma jedynie znaczenie przy rozwiązywaniu zagadek, jakie się pojawiają. W końcu co dwie, trzy, albo i nawet cztery głowy, to nie jedna. Ktoś, kto ma lepszą wyobraźnię przestrzenną, lepiej sobie poradzi z tego typu zagadkami. Matematyczne umysły lepiej ogarną zadania, w których trzeba będzie coś policzyć. A że poziom i rodzaj łamigłówek jest różnorodny, każdy powinien mieć okazję się wykazać.
W razie czego aplikacja do gry służy podpowiedziami, które nam niekiedy się mocno przydawały. Zresztą level zagadek wydaje się jakby nieco wyższy niż w Rytuale Przebudzenia, ale to może tylko takie wrażenie. W każdym razie w Low Memory niejednokrotnie łatwo nie było ze znalezieniem rozwiązania, ale przecież właśnie o to w tym wszystkim chodzi. Łamigłówki nie mogą być zbyt oczywiste.
Zagramy jeszcze raz?
Escape Tales to gra, w której losowość praktycznie nie istnieje. Od początku rozgrywki to gracze decydują, co i w jakiej kolejności odkryć. Owszem, to gra za nas decyduje, jakie pomieszczenia będziemy po kolei eksplorować i rozwiązywać w nich zagadki. Jednak będą też momenty, w których to od nas będzie zależało, co dalej może się wydarzyć.
Regrywalność, podobnie zresztą jak w Rytuale Przebudzenia, jest znikoma, mimo tego, że gra ma sporo różnych zakończeń. Jak skończy się cała historia będzie zależało, w pewnym sensie, od decyzji podejmowanych przez graczy w trakcie pobytu w planszowym escape roomie. Jednak nam po przejściu całej historii zostało tak niewiele kart do odkrycia, że chyba nie chcielibyśmy po raz kolejny przechodzić całej historii raz jeszcze. Napotykalibyśmy przecież te same zagadki, których rozwiązania już znamy, poza dosłownie kilkoma. Nie mniej jednak, gra zapewnia wiele godzin rozgrywki, więc jest zdecydowanie warta zakupu. Zwłaszcza dla fanów łamigłówek i escape roomów.
Podsumowanie cyberpunkowej historii
Low Memory bardzo przypomina swój pierwowzór, czyli Rytuał Przebudzenia, który bardzo nam się podobał. Osoby które już grały w „jedynkę” mogą do nowej historii zasiąść praktycznie bez czytania instrukcji. Zresztą i nowi gracze nie będą mieli problemów ze zrozumieniem zasad, bo gra za pomocą paragrafów prowadzi nas jak po sznurku.
Jak naszym zdaniem wypadła druga część z serii Escape Tales? Właściwie należałoby jej wystawić identyczną ocenę jak pierwszej, jednak ze względu na klimat rozgrywki, bardziej podobał nam się Rytuał. Być może dlatego, że był on dla nas czymś nowym, innym, zaskakującym. Czymś czego w planszowych escape roomach do tej pory nie było. Być może też dlatego, że względem drugiej mieliśmy większe oczekiwania po przejściu świetnego Rytuału Przebudzenia.
Trochę zatem może było u nas tak, jak z kolejnym sezonem ulubionego serialu, na który czeka się z utęsknieniem, a kiedy już się pojawia, natychmiast chce się go obejrzeć. No więc obejrzeliśmy, a raczej zagraliśmy i… Możemy bez wątpienia powiedzieć, że „dwójka” trzyma poziom „jedynki”, zarówno jeśli chodzi o warstwę fabularną, jak i zagadki. Nie ma tu jednak zbyt wiele nowych rozwiązań, które sprawiłyby, że historia z Low Memory byłaby w jakimś sensie lepsza od pierwszej historii z cyklu. Owszem, są pewne smaczki, ale wynikają one raczej z tematyki tej części Escape Tales niż z jakichś nowych elementów gry.
To nie koniec cyklu
Jeśli spodobał Ci się Rytuał Przebudzenia i lubisz tematykę nowych technologii z zagadkami logicznymi w tle, to najprawdopodobniej również Low Memory przypadnie Ci do gustu. Jeśli jednak w kolejnej opowieści z cyklu Escape Tales szukasz czegoś nowego, zaskakującego, to raczej nie ma tu nic takiego, co by mogło sprawić, że pojawi się „efekt WOW”. Można by już powiedzieć, że Low Memory to stare dobre Escape Tales. Owszem, grało się przyjemnie, jak zresztą w Rytuał, choć to klimat właśnie tamtej pierwszej opowieści bardziej nas pochłonął.
Co warto podkreślić, w trakcie rozgrywki w Escape Tales elementów gry nie trzeba niszczyć. Bez problemu można więc spróbować swoich sił w Low Memory ponownie, by poznać inne zakończenie historii. Można też po prostu oddać, pożyczyć lub odsprzedać swój egzemplarz innym graczom, by mogli cieszyć się planszowym escape roomem, odkrywając go na nowo. Przed kolejną rozgrywką wystarczy właściwie tylko ułożyć karty zgodnie z ich numeracją.
Na koniec, ponieważ Low Memory i Rytuał Przebudzenia mają w praktyce wiele cech wspólnych, zachęcam do zerknięcia także na naszą recenzję pierwszej gry z cyklu Escape Tales.
Po przebrnięciu przez dwie historie pozostaje nam już tylko czekać na kolejną, która zresztą została zapowiedziana (Children of Wyrmwoods). Ją również będziemy chcieli sprawdzić.
Zalety i wady gry Escape Tales: Low Memory:
(+) proste zasady – praktycznie siadamy i gramy
(+) wciągająca i angażująca rozgrywka
(+) świetne ilustracje, doskonale prezentujące treść opowieści
(+) wiele godzin grania, możliwość „zapisania” stanu rozgrywki
(+) system podpowiedzi do zagadek
(+/-) dla fanów gier paragrafowych, „pokojów zagadek” i łamigłówek
(+/-) dla fanów science-fiction, cyberpunka
(+/-) długi czas rozgrywki (wystarczy na wiele godzin dobrej zabawy)
(+/-) można grać solo, ale najlepiej sprawdzi się na 2 lub 3 osoby, w myśl zasady „co dwie głowy…”
(+/-) stare dobre Escape Tales, ale nie było tu czegoś innowacyjnego w porównaniu z Rytuałem Przebudzenia
(-) choć jest wiele możliwych zakończeń, to gra raczej jednorazowa