Warszawskie Targi Fantastyki (zima 2022) – fotorelacja z planszówkami w tle
Warszawskie Targi Fantastyki to impreza, jak sama nazwa wskazuje, przeznaczona przede wszystkim dla miłośników szeroko pojętego świata fantasy. Zimowa edycja targów w tym roku to nowa lokalizacja, czyli EXPO XXI. Organizatorzy postanowili ponadto nieco więcej miejsca poświęcić planszówkom. Tym samym na wydarzeniu pojawiło się sporo polskich wydawców „gier bez prądu”, którzy prezentowali swoje nowości, a nawet gry, które dopiero ukażą się na planszówkowym rynku wydawniczym. To właśnie dla planszówek tam się wybrałem i to z planszówkowej części targów będzie ta relacja, a bardziej fotorelacja.
Po przybyciu na miejsce, przed halą EXPO XXI zastałem potężną kolejkę. Jak się później okazało, stałem w niej około godziny, zanim zakupiłem swój bilet. Osoby, które krążyły przed halą, komentowały, że osobna kolejka dla osób, które już miały bilet zakupiony online, wcale nie jest krótsza, a wejście z biletem też wcale nie jest szybsze. Pewna pani postanowiła nawet, że poczeka z córką w kolejce za biletem, choć już go miała. Stwierdziła, że woli zapłacić 10 zł (tak bilety na targi były zaledwie po 10 zł!), bo w ten sposób dostanie się szybciej do środka.
Co prawda, dla największych zmarźlaków organizatorzy rozdawali ciepłą herbatkę. Chwali się! Ale lepiej byłoby jednak, żeby wchodzenie na targi przebiegało sprawniej i płynniej. Zainteresowanie, przynajmniej tego pierwszego dnia, było ogromne i domyślam się, że sobotnie kolejki gigant utrzymywały się na zewnątrz jeszcze przez długi czas od otwarcia imprezy.
Na tym jednak nie koniec przygód, bo później okazało się, że już po nabyciu biletu, czekałem jeszcze kolejne pół godziny z kurtką do szatni. Dlatego też wcale nie zdziwił mnie widok osób na hali wystawowej przechadzających się w kurtkach lub noszących je ze sobą. Wszystko po to, by nie marnować czasu na wejście do hali ze stoiskami. Od przyjazdu na Prądzyńskiego do wejścia na halę wystawową minęło zatem około 1,5 godziny zanim na dobre mogłem cieszyć się tym, co przygotowali dla wszystkich wystawcy.
Jakich wydawców można było spotkać?
Dość już narzekania. Czas przejść do sedna sprawy i tego, po co tam poszedłem. Wśród wydawnictw planszówkowych na Warszawskich Targach Fantastyki pojawili się Portal Games, Phalanx, Smart Flamingo, Granna, Lucky Duck Games, Black Monk Games, IUVI Games, Galakta, Lucrum Games i Egmont.
Na targach swoje stoisko miał także sklep z grami planszowymi Przyczółek, w którym można było nabyć „gry bez prądu” różnych wydawnictw, także tych nieobecnych podczas targów. W tym gronie było m.in. wydawnictwo Rebel, które bezpośrednio nie uczestniczyło w wydarzeniu.
Planszówkowych okazji nie brakowało
Na targach nie zabrakło prezentacji nowości planszówkowych, a także ciekawych ofert cenowych od wystawiających się wydawnictw. Na stoisku Portalu w atrakcyjnej cenie można było nabyć „Dziki samogon”, czyli kooperacyjną karciankę Joanny Kijanki, inspirowaną serią książek Andrzeja Pilipiuka o jedynym i niepowtarzalnym Jakubie Wędrowyczu.
IUVI Games, oprócz dobrych cen na swoje planszówki, w tym na linię łamigłowek Smart Games, w okazyjnych cenach wystawiło paletę, dosłownie, paletę z grami w promocyjnych cenach, gdzie nie brakowało świetnych planszówek różnych wydawnictw.
Całe mnóstwo gier w okazyjnych cenach miała Galakta. Trudno byłoby tu wymienić wszystkie tytuły, które były do nabycia w targowej promocji. Przy palecie z przecenionymi grami wywieszono cały spis z cenami promo. Za niewielkie pieniądze można było kupić choćby „Gildie” – około 50% taniej niż obecnie w sklepach.
Wyprzedaży nie zabrakło także u Lucky Duck Games. W dobrej cenie można było nabyć np. „Neopolis”, „Small Island” oraz „The Court of Miracles”. Dwie ostatnie gry są niezależne językowo, a na stronie wydawnictwa można znaleźć polskie wersje instrukcji do pobrania. Jeśli więc uda Wam się gdzieś „upolować” te pozycje, zwłaszcza w takich cenach, jak na WTF, to nic tylko brać i grać.
Black Monk Games, które od jakiegoś czasu mocniej stawia na gry RPG, również przygotowało dla fanów ciekawą ofertę. Mam tu na myśli promocję „2+1”, czyli korzystną cenę przy zakupie trzech pozycji z książkowej oferty Black Monk. W dobrych cenach były do nabycia starsze gry planszowe tego wydawnictwa, jak choćby „Gretchiny!”
Pozycji książkowych w promocji nie zabrakło również na stoisku Egmontu. Były to przede wszystkim komiksy, które można było kupić z dodatkowym rabatem.
Przedpremierowe prezentacje
Na Warszawskich Targach Fantastyki kilka planszówek prezentowano przedpremierowo. Wydawnictwo Fox Games udostępniło do zagrania „Księgę czarów”, a także grę „Nanga Parbat”. Autorem obydwu jest Steve Finn, znany m.in. z „Niezłych ziółek” wydanych po polsku przez Grannę. Obie gry łączy też to, że są to dwuosobówki. Jeżeli więc szukacie czegoś do zagrania w parze, polecamy się nimi zainteresować.
Na stoisku wydawnictwa Phalanx prezentowano „Huang”, czyli „nowość”, której autorem jest Reiner Knizia. Jest to gra dla 2 do 4 osób, osadzona w starożytnych Chinach. Planszówka pana Reinera nie jest jednak czymś zupełnie nowym, ponieważ jest to reimplementacja gry „Yellow & Yangtze”, która z kolei jest reimplementacją planszówki „Eufrat i Tygrys” (z 1997 roku), wydawanej zresztą swego czasu przez Lacertę. Na targach prezentowano prototypową wersję „Huang”. Gra będzie fundowana za pośrednictwem portalu Gamefound, a start kampanii przewidziany jest na styczeń 2023 roku.
Planszówki wypróbowane podczas targów
Tego typu targi to okazja nie tylko do nabycia rozmaitych planszówek w atrakcyjnych cenach, ale też możliwość wypróbowania wielu gier jeszcze przed zakupem. Na wielu stoiskach prezentowano nie tylko popularne i znane już miłośnikom „gier bez prądu” pozycje. Było też kilka premier wydawniczych. Podczas imprezy udało się zagrać w kilka planszówek. O niektórych z nich nieco więcej piszę poniżej.
Proszę wsiadać: Nowy Jork i Londyn
Jest to gra z gatunku „roll & write”, ale nie tak do końca, bo nie mamy tu kości, a karty, które będą wyznaczały to, co w danej rundzie każdy z graczy będzie mógł zrobić w swojej turze. W grze staramy się zaprojektować na planie miasta jak najlepszą trasę autobusu. Co ciekawe, trasy nie rysujemy na swojej kartce papieru, a układamy ją na wspólnej planszy za pomocą drewnianych elementów. Ten gracz, który będzie to robił najlepiej, zwycięży.
Plansza jest dwustronna. Stronę planszy wybieramy w zależności od tego, ile osób bierze udział w rozgrywce. Na jednej stronie mamy Nowy Jork (dla 2-3 osób), a na drugiej Londyn (3-5 graczy).
Posiadana przez każdego gracza kartka służy bardziej do zaznaczania zdobyczy punktowych na przestrzeni kolejnych 12 rund. W każdej rundzie dociągamy z zakrytego stosu kartę biletu z numerem, który będzie definiował, jaki kształt może mieć fragment trasy układanej przez nas na planszy. Układanie rozpoczynamy od punktu startowego, który wybieramy podczas przygotowania do rozgrywki. Gracze mają nieco inny układ fragmentów trasy na swojej kartce. Dla jednego bilet z numerem 11 to będzie np. linia prosta składająca się z 3 elementów, a dla drugiego dwuelementowy „zakręt”.
Gracze oprócz identycznych zasad punktowania za dwa wspólne cele oraz za rozwożenie studentów, biznesmenów, turystów i zwykłych mieszkańców, mają swoje „prywatne” cele, za spełnienie których mogą otrzymać sporo punktów zwycięstwa.
Są też punkty ujemne, np. jeśli nasza trasa będzie pokrywać się z trasą innego gracza lub będziemy chcieli zmodyfikować nieco fragment trasy przypadający nam na daną rundę – z zakrętu zrobimy linię prostą lub odwrotnie. Nie możemy się też zapętlić, bo jeśli nasza trasa miałaby się przecinać, spowoduje to dla nasz przedwczesne zakończenie rozgrywki, zupełnie jak w popularnej grze w „węża”.
Podsumowując, mimo kolorowej, choć dość oryginalnej, oprawy graficznej, mamy tu do czynienia z niebanalną grą, która pozwala sporo pokombinować. Dzięki dwustronnej planszy ciekawie jest zarówno w mniejszym, jak i większym składzie. Gra się szybko, nie ma zbyt długiego oczekiwania na ruch. Wydaje mi się, że o tej grze jest trochę za cicho, a „Proszę wsiadać” zasługuje na to, aby ją poznać i wypróbować!
Papierowe podziemia
„Papierowe podziemia” miałem na swojej „wishliście” na długo przed przyjazdem do EXPO XXI. Ucieszyłem się, kiedy po odwiedzeniu stoiska Lucky Duck Games zobaczyłem, że to właśnie ta gra jest dostępna do zagrania. Z ochotą więc zasiadłem do stołu – tym razem do solowej potyczki. Mimo braku rywalizacji z innymi śmiałkami, wyprawa do podziemi w pojedynkę okazała się niezwykle angażująca i wciągająca.
W grze przewodzimy drużynie składającej się z wojownika, maga, kleryka i łotra. Podczas rozgrywki, trwającej łącznie 8 rund, rzucamy kośćmi i poruszamy się po podziemnych korytarzach, starając się zgromadzić jak najwięcej punktów chwały. Oprócz tego awansujemy członków naszej drużyny na kolejne poziomy, co zwiększa całkowitą siłę ekipy. Staramy się też zbierać klejnoty, mikstury uzdrawiające, a także wytwarzać magiczne przedmioty, które pomagają nam pokonywać potwory i bossów. Zdobycz punktową pozwalają zwiększyć karty misji – wspólne dla wszystkich graczy, choć w grze solo są one nieco inaczej rozpatrywane.
W pojedynczej rundzie rzucamy wszystkimi kośćmi i wybieramy z nich trzy, które rozpatrzymy, starając się rozwijać naszą ekipę śmiałków i przemierzać podziemia. Z pierwszym bossem walczymy po trzeciej rundzie, z drugim po szóstej, a z ostatnim na sam koniec – po zakończeniu ósmej rundy. Im więcej puntów obrażeń zadamy bossowi, tym więcej punktów zwycięstwa otrzymamy za niego, a mniej obrażeń. Warto więc umiejętnie rozwijać nasze postaci.
W grze wieloosobowej każdy gracz ma częściowo inny układ ścian na planszy i inne rozstawienie bossów. Nieco inne jest też przyporządkowanie czarnych i białych kości do poszczególnych śmiałków. Każdy ma też nieco inną kartę mocy i kartę celu, które wybieramy przed rozpoczęciem gry. To wszystko już na starcie sprawia, że nie będziemy przemierzać podziemi w ten sam sposób, jak inni.
Dla najodważniejszych i najwytrwalszych do rozegrania jest także kampania, czyli łącznie cztery rozgrywki, po których zwycięża ten gracz, który po zsumowaniu wyników ze wszystkich podziemnych wypraw ma najwięcej punktów chwały.
Grając w „Papierowe podziemia” tylko utwierdziłem się w tym, jak dobra i angażująca to jest „wykreślanka”. Wychodząc z targów podszedłem jeszcze raz do „Kaczek”, by zakupić swój egzemplarz „przygody na jednej kartce”. Spróbujcie, a nie pożałujecie!
Dominion
Wstyd się przyznać, ale do tej pory nie miałem jeszcze przyjemności zagrać w „Dominiona”. Na targach nadarzyła świetna okazja, aby wypróbować ten klasyk, który na polskim rynku pojawił się po raz pierwszy już w 2009 roku, dzięki wydawnictwu Bard. Obecnie „Dominiona” w Polsce wydaje IUVI Games. To właśnie na stoisku tego wydawcy miałem okazję wypróbować tę karciankę, która oparta jest o mechanikę budowania talii.
W trakcie rozgrywki będziemy wzbogacać swoja 10-kartową talię startową o nowe karty, z puli kart wyłożonych na stole. Będziemy je kupować podczas swojej tury, o ile będzie nas na jakieś stać.
W „Dominionie” jest sporo tasowania. Z każdą rundą mamy jednak coraz bardziej wartościowy stos posiadanych kart i rozgrywka nabiera tempa. Trzeba jednak mieć na uwadze, że kupowane karty Posiadłości, Powiatu i Prowincji, z jednej strony dają punkty zwycięstwa, ale z drugiej zapychają budowaną talię, zmniejszając szansę na dobranie kart, które pozwalają budowanie „kombosów”.
W odróżnieniu od innych gier deckbuildingowych, takich jak „Star Realms” czy „Hero Realms”, duże znaczenie ma tu kolejność zagrywania kart. Podczas swojej tury możemy zagrać teoretycznie jedną kartę akcji z ręki. Ta może jednak wywołać efekt dobrania karty czy zagrania kolejnej karty akcji. Istotne jest więc, którą z kart akcji wybierzemy do wyłożenia, aby móc zbudować w swojej turze solidnego „kombosa”, zapewniającego jak najwięcej korzyści.
Gra kończy się, jeżeli spośród kart znajdujących się na stole, dostępnych do zakupu, wyczerpie się stos kart prowincji (w którym każda karta daje 6 punktów zwycięstwa) lub trzy inne dowolne stosy.
Musze przyznać, że klimatu to tutaj za wiele nie ma, ale gra się całkiem przyjemnie. Rozgrywka z każdą turą i każdą rundą nabiera rozmachu. Niepowtarzalność kolejnych partii zapewnia dobór 10 rodzajów kart królestwa na grę (spośród 26 dostępnych), które wykładamy w stosach dostępnych do zakupu przez graczy. Daje to całkiem sporo kombinacji początkowych układów kart startowych.
Muszę się przyznać, że do domu wróciłem z zakupionym egzemplarzem „Dominiona”. Tylko boję się o uzależnienie od kupowania dodatków do niego. Tych IUVI Games wydało już trzy, a to z pewnością nie koniec.
Zdjęcia, zdjęcia, zdjęcia
Na więcej rozgrywek i planszówkowych emocji niestety nie wystarczyło czasu. Wychodząc okazało się, że znów do szatni trzeba było sporo poczekać w kolejce po kurtkę, więc opuszczenie EXPO XXI i tak nieco się przeciągnęło.
Warszawskie Targi Fantastyki to z pewnością świetne i warte uwagi wydarzenie, nie tylko na planszówkowej mapie Warszawy. To przecież impreza głównie dla miłośników fantasy, i to nie tylko ze stolicy. Jeśli organizatorzy usprawnią wejście na wydarzenie i obsługę szatni, to będzie idealnie.
A teraz zapraszam do obejrzenia zdjęć z zimowej edycji Warszawskich Targów Fantastyki.