Gorączka Podziemnej Mocy – uderz w stół, a potwory się odezwą! (recenzja)
W podziemiach czają się potwory. I to nie byle jakie potwory! Można się tu natknąć na Pijawę, Goblin Hooda czy Morderczy Kisiel. Będziecie mieć szczęście, jak spotkacie zaledwie Goblińską Pierdołę, bo w czeluściach czają się też niebezpieczne smoki, a nawet przechadza się sam Władca Podziemi. Te i inne „przeurocze” postaci macie okazję „sklepać” w „Gorączce podziemnej mocy” wydawnictwa Lucrum Games.
„Gorączka podziemnej mocy” to gra autorstwa szwedzkiego designera Rustana Hakanssona i jego syna Eliego. Swoją drogą to intrygujące i dość nietypowe podejście do gier, które pokazuje, że z dziećmi możemy bawić się dobrze nie tylko grając w planszówki, ale również je projektując.
„Gorączka” przeznaczona jest dla 2 do 5 osób w wieku od 8 lat, chociaż, moim zdaniem, nieźle poradzą sobie z nią też nieco młodsze dzieci. Pojedyncza partia nie powinna trwać dłużej niż 15 do 20 minut. Gra nada się więc w sam raz na przerwę pomiędzy bardziej skomplikowanymi planszówkami, czy do zagrania wtedy, kiedy akurat nie mamy czasu na dłuższą posiadówkę przy grach planszowych.
Pudełko pogromcy potworów
W niewielkim pudełku, do rozmiarów którego wydawnictwo Lucrum Games zdążyło już nas przyzwyczaić takimi grami jak „Wyspa kwitnącej wiśni” czy „Kto drugi, ten lepszy”, znajdziemy karty w dwóch różnych rozmiarach. Są to solidne wykonane karty bohaterów, wielkości tych znanych z „Dixita” czy „Tajemniczego Domostwa” oraz karty potworów w klasycznym rozmiarze CCG.
Rysunki na kartach są raczej oszczędne, trochę komiksowe, ale też dzięki temu gra zyskuje na czytelności, a to w wypadku gier na spostrzegawczość – a z taką mamy tu do czynienia – ma duże znaczenie.
Na uwagę zasługują jednak nie tylko grafiki, ale także same nazwy potworów, jakie pojawiają się na kartach. Śmiechu co niemiara było już przy samym przeglądaniu kart potworów po rozpakowaniu pudełka. Ich nazwy są rozbrajające! Część z nich już wymieniłem na początku recenzji. Z tych bardziej nietypowych są jeszcze… Słodka Chwila, Kuferek Teściowej, Stara Kociara czy Żul Mieczysław, ale dość zdradzania tożsamości prześmiesznych maszkar, które pojawiają się w podziemiach. Polecam sprawdzić i samemu zrobić „podziemny” rekonensans. Polski wydawca pod tym względem spisał się wyśmienicie, z niektórymi nazwami wpisując się wręcz perfekcyjnie w polskie realia, niekoniecznie te planszówkowe.
Czas „sklepać” potwory
W „Gorączce” stajemy naprzeciw hordzie potworów, które znienacka pojawiają się przed graczami. Walczymy z nimi przez trzy etapy, po trzy rundy na każdy etap. Z upływem czasu będziemy napotykać coraz groźniejsze monstra i coraz trudniej będzie je pokonać.
Jak by tego było mało, na samym końcu staramy się jeszcze zdetronizować Władcę Podziemi lub jego Smoka. Walcząc z potworami zdobywamy złoto. Ten gracz, który będzie miał go najwięcej wygrywa grę.
Gracze na starcie wybierają dla siebie po dwóch z dziesięciu bohaterów, w których wcielają się walcząc z potworami. Tak dokładnie to poszczególnych bohaterów symbolizują obie ręce gracza. Lewa ręka jest bohaterem leżącym po jego lewej stronie, a prawa ręka bohaterem leżącym… po prawej stronie. Każdy bohater występuje zarówno w wersji żeńskiej, jak i męskiej. Jest np. Czarodziejka i Mag, Zaklinacz i Zaklinaczka (karty są dwustronne). Odpowiadające sobie postaci mają jednakowe umiejętności.
Każdy bohater ma na początku ściśle określony poziom walki wręcz, walki dystansowej, magii i walki podstępem, co symbolizują odpowiednie ikony na każdym z czterech boków jego karty. Dla przykładu Mag ma atak o wartości 3 dla magii, ale nie ma rozwiniętych pozostałych zdolności, a z kolei Rabuś walczy na początku jedynie podstępem, choć równie mocno rozwiniętym, co magia u Maga. Zaklinacz zna nieco magii, ale potrafi też walczyć wręcz. Wszystko ma więc przysłowiowe „ręce i nogi”, jeśli chodzi o dopasowanie nazw bohaterów do ich umiejętności.
Więc poddaj się lub do walki stań!
Jak walczymy z potworami? Każdemu z graczy w trakcie pojedynczej rundy rozdawane są po 2 karty potworów z odpowiedniego poziomu rozgrywki (z wyjątkiem gry 2-osobowej, ale o tym poźniej). Gracze jednocześnie je odkrywają. Ujawnia się w ten sposób horda potworów atakująca graczy. Wszyscy starają się „sklepać” (zakryć odpowiednią dłonią) wybrane potwory, zanim zdążą je ubić pozostali gracze. Gra trwa łącznie 9 rund (po 3 rundy na każdy poziom).
W odkrywane karty potworów „klepiemy”, zakrywając lewą i prawą dłonią po jednej karcie lub zakrywając jedną kartę potwora obiema dłońmi. W danej rundzie „sklepiemy” więc maksymalnie dwa potwory. A które? Wszystko zależy od tego, jakie cechy mają nasi bohaterowie i jakiego potwora chcemy i możemy z ich pomocą „sklepać”. Żeby pokonać podziemne bestie trzeba mieć przynajmniej tak rozwinięte poszczególne umiejętności naszych bohaterów, by sprostać wartości obronnej atakowanego potwora. Czasem może więc może być potrzebna współpraca obydwu naszych bohaterów, tzn. naszej lewej i prawej ręki.
Jeśli „sklepiemy” potwora, na którego mamy niewystarczające umiejętności, wtedy taki omyłkowo zaatakowany potwór na koniec spowoduje utratę 1 sztuki złota z puli zdobytej przez całą rozgrywkę.
Z każdą kolejną rundą, dzięki pokonywaniu potworów, nasi bohaterowie będą zdobywać nowe umiejętności i ulepszać te już posiadane, a także zarabiać złoto (punkty zwycięstwa zliczane na koniec gry). Niektórych mieszkańców podziemi opłaca się pokonać właśnie wyłącznie dla dużej porcji złota. Są też i takie potwory, które pozwolą solidnie ulepszyć jednego z naszych bohaterów, ale za to na koniec gry, zamiast zyskać złoto za ich pokonanie, stracimy parę sztuk. Niektóre potwory dają tzw. znaki runiczne. Są to specjalne symbole, które zastępują ulepszenie dowolnej, wybranej przez gracza umiejętności bohatera.
Kartę pokonanego potwora, która podniesie poziom jednej z cech naszego bohatera, trzeba umieścić pod jego kartą z odpowiedniej strony tak, aby wystawał jedynie fragment karty potwora z ikoną ulepszanej cechy. Podłożenie pod bohatera dwóch czy trzech kart nie jest problemem, ale już dokładanie kart w drugiej i trzeciej rundzie może sprawić, że układanka z umiejętnościami może nam się nieźle rozjeżdżać. Tu potrzeba już nie refleksu, a cierpliwości i odrobiny zdolności manualnych, by to wszystko sobie zgrabnie poukładać i tego nie popsuć przy dokładaniu kolejnej karty. Z zakoszulkowanymi, a więc grubszymi kartami potworów, wyglądałoby to jeszcze gorzej.
Finałowy boss wszystkich bossów
Na końcu gry, po zakończeniu 9 rundy, kiedy już nabędziemy odpowiednie zdolności, próbujemy pokonać jednego z finałowych bossów – groźnego Smoka albo Władcę Podziemi. Tym razem jednak już nie „klepiemy” żadnego z nich, a jedynie sumujemy zdolności posiadane przez obydwu naszych bohaterów i porównujemy zsumowane wartości ataku z obroną wybranego podziemnego bossa. Co ważne, kilku graczy może dostać punkty (złoto) za tego samego bossa.
Bossowie są dość wymagającymi przeciwnikami. Przed pierwszymi walkami z potworami znamy już jednak ich tożsamość, a zatem wiemy, jakie umiejętności ataku warto rozwijać w trakcie gry, by pokonać jednego z nich. Najlepiej, jeśli to będzie Smok, bo one dają więcej złota, a tym samym więcej punktów zwycięstwa na zakończenie rozgrywki.
Różnorodność podziemi
Na stole w każdej rundzie będą pojawiały się inne potwory do „sklepania”, ponieważ dobieramy je losowo z potasowanej wcześniej talii. Trudno zatem będzie o dwie podobne rozgrywki w „Gorączkę podziemnej mocy”. Na każdy z trzech poziomów gry dostępne są po 34 karty potworów. Nawet grając w 5 osób i tak nie wykorzystamy wszystkich kart w każdym poziomie. A nawet jeśli pula potworów byłaby za każdym razem identyczna, to i tak losowa kolejność, z jaką się one pojawiają sprawia, że z każdą kolejną rundą staramy się „sklepać” nieco inne potwory, bo inaczej będą rozwijały się umiejętności naszych bohaterów.
Zresztą, poszczególne rozgrywki czynimy różnorodnymi już na samym początku, wybierając inne postaci do swojej pary bohaterów. Niektórym graczom różnicę zrobi już nawet zamiana pomiędzy bohaterem dla prawej i lewej ręki.
Potwory na imprezie
„Gorączka podziemnej mocy” może być doskonałą grą na imprezę, i to nie tylko ze względu na dość proste zasady, ale też czas rozgrywki. 15 do 20 minut to w sam raz, aby na chwilę towarzystwo zapomniało o codziennych troskach i przeniosło się w świat fantasy, w którym liczy się przede wszystkim refleks i spostrzegawczość.
W grę panów Hakanssonów można jednak zagrać nie tylko w większym, maksymalnie 5-osobowym gronie, ale nawet w dwie osoby. Autorzy przygotowali specjalny wariant, dzięki któremu nie brakuje emocji również w tym najmniejszym możliwym składzie. Główne zmiany to odkrywanie w rundzie 3 a nie 2 kart na gracza i kara dla spóźnialskiego rywala, który będzie mógł dobrać już tylko jedną kartę zamiast dwóch, nawet jeśli umiejętności jego bohaterów by mu na to pozwalały. Taka modyfikacja eliminuje faworyzowanie powolnego gracza, który wyczekując miałby więcej kart do wyboru i mógłby na spokojnie przemyśleć swoją decyzję, co do atakowanych potworów. Mimo dość ciekawego rozwiązania dla 2 osób uważam, że 3 osoby to jednak minimum, żeby naprawdę dobrze bawić się w „Gorączkę”. Las rąk nad stołem i nad potworami, interakcja między graczami, także ta słowna :), i zaciekła walka o każdą kartę do „sklepania” sprawiają, że jest wtedy znacznie więcej emocji niż w rozgrywce 2-osobowej.
Podsumowanie „Gorączki podziemnej mocy”
W „Gorączkę podziemnej mocy” miałem okazję zagrać już w lutym na warszawskiej Zjavie 8, kiedy jeszcze prezentowana była w postaci anglojęzycznego wydania, jako „Dungeon Rush”. Pozytywne wrażenia pozostały i swój egzemplarz nabyłem już podczas oficjalnej premiery polskiej edycji gry na lubelskim Falkonie.
Instrukcja do „Gorączki” to zaledwie kilka kartek niewielkiego formatu. Nie tylko szybko się ją czyta, ale też bez problemu można ją zrozumieć (m.in. dzięki sugestywnym ilustracjom) i łatwo wytłumaczyć zasady nowym, nieznającym gry osobom.
„Gorączka podziemnej mocy” to wciągająca i emocjonująca karcianka. Zdecydowanie polecam ją do zagrania w minimum 3 osoby, choć i w wariancie 2-osobowym można się dobrze bawić. W kategorii gier imprezowych bo, moim zdaniem, do takich można by „Gorączkę” zaliczyć, ta gra to dla mnie mocne 4 na 5. Gdyby nie to, czasem irytujące, podkładanie i poprawianie kart potworów pod kartą bohatera, dałbym jej jeszcze wyższą ocenę. Ja za grami na refleks specjalnie nie przepadam, ale do „Gorączki podziemnej mocy” chętnie usiądę, po prostu dla dobrej zabawy, zwłaszcza w większym gronie.
Zalety i wady gry „Gorączka podziemnej mocy”:
(+) proste zasady, a dużo dobrej zabawy
(+) regrywalność
(+) humorystyczne nazwy kart potworów
(+) bardzo dobra na imprezę
(+/-) krótki czas rozgrywki
(+/-) dla miłośników gier na refleks i spostrzegawczość
(-) nieco słabiej wypada na dwie osoby
(-) podkładanie kart potworów pod kartę bohatera